Amsterdamskie Impresje
Przygotowując się do podróży do Amsterdamu, moich trzecich odwiedzin w tym mieście zastanawiałam się, co mnie tak przyciąga do tego miasta? Czy jest obietnica kolejnej wizyty w Rijskmuseum i możliwość spojrzenia na wzniosłe dzieła Rembrandta, a może możliwość kontemplacji codzienności w malarstwie Jana Vermeera? Dla mnie ważna jest świadomość skorzystania z przyjaznych muzeów, właśnie Rijskmuseum, Van Gogh Museum oraz szybka wizyta w Moco Museum, które oferuje spotkanie z Banksym. Nie lubię zaliczania oferty kulturalnej na czas. Uwielbiam powolne kontemplowanie, w myśl modowego hasła − ”Mniej znaczy więcej”.
Tym razem moim bohaterem był Jan Vermeer i jego obraz „Mleczarka”. Oczywiście przyjazd do Amsterdamu tylko na spotkanie z jednym obrazem wydaje się mało ekonomiczny, ale jeżeli chodzi o moje poczucie nasycenia sztuką podczas trzeciej wizyty to pół godziny przed obrazami Vermeera załatwiły sprawę: to była kontemplacja i przezwyciężenie pokusy aby „zaliczyć” więcej. Oczywiście nie odradzam aktywnej turystki kulturalnej w Amsterdamie. Ciekawym doświadczeniem jest wizyta w Fabrique de Lumiére, centrum sztuki cyfrowej, w którym prezentowane są animowane obrazy Gustawa Klimta, to dynamiczna cyfrowa prezentacja nasycona muzyką. Wizyta w tym nowoczesnym obiekcie może być świetnym pretekstem do zachęcenia wejścia w świat sztuki, szczególnie dla dzieci w wieku szkolnym. Klasyczne muzeum może zniechęcać ilością dzieł. Pamiętajmy jednak, że właśnie muzea w Amsterdamie są wspaniałymi przykładami edukacji poprzez sztukę. Dziecko nie jest onieśmielone arcydziełem, ale dzięki kompetentnym edukatorom jest zaproszone do świata wyobraźni. Nikt nie wymaga od niego powagi, nie pasuje na elitarnego obywatela, chodzi o aktywne uczestnictwo . A może czuję się w tym mieście dobrze, choć to banał, bo po prostu działa tu świetna komunikacja miejska i nie boję się kolizji z rowerzystami, hulajnogami, bo wszyscy respektują swoją przestrzeń. Właśnie respektowanie indywidualności i obecności innego: turysty, współobywatela pasuje do tego miasta. Amsterdam przyciąga, bo w swojej strukturze jest uporządkowanym, przyjaznym miastem, ale to także przykład przestrzeni nieoczywistej, bowiem w środku miasta funkcjonują ogródki działkowe, z maleńkimi kolorowymi domkami, skrawkiem trawy, drzewami. To szczególne heterotopie (pożyczam pojęcie od Michela Foucaulta), które dają tej nowoczesnej społeczności czas na kontemplację codzienności, którą umiał wyrazić Vermeer.
I jest jeszcze dla mnie najważniejsza sprawa w Amsterdamie: koegzystencja wody i mieszkańców. Miejską miłością darzę te miasta, które są przyjazne kanałom, rzekom i jeziorom. Przejażdżka kanałami to ciekawa obserwacja „wodnego miasta” i wodnego kawiarnianego życia towarzyskiego. Kawiarnie, restauracje to osobny apetyczny temat. Tym razem trafiłam do azjatyckiej restauracji i choć wydawała się zwyczajna, z ujmującą gościnnością, ale dzięki prostym formom, może przypominać zachodniej kulturze o tradycji wspólnego biesiadnej misy. Zamawiamy w jednym garnku na stole bulion i według uznania wrzucamy do niej mięso lub przysmaki wegańskie. Odpowiednie urządzenie monitoruje temperaturę naszej wspólnej misy. Oczywiście można się zapomnieć w dodawaniu kolejnych przysmaków, z pewnością rachunek otrzeźwi nas w tej wspólnotowej biesiadzie, ale jeśli zdecydujemy się na deser − herbaciane lody japońskie to osłodzimy sobie poczucie, że to nowoczesne miasto stawia wobec nas wymagania finansowe. To miasto jest tego warte.
Agnieszka Kulig