Inspiracje

“Kos”, czyli bajka o XVIII-wiecznej Polsce

Jakiś czas temu, można powiedzieć, że ‘rzutem na taśmę’ trafiłam na jeden z ostatnich kinowych projekcji filmu “Kos” w reżyserii Pawła Maślony. Było już grubo po premierze i zdążyłam przeczytać wiele skrajnie różnych opinii na temat tego filmu, dlatego postanowiłam wyrobić własną.

Zacznę od tego, że zwrot ludowy, o którym pisałam w recenzji “Chłopek” owocuje dziełami nie tylko z zakresu literatury, ale i również filmu. W grudniu minionego roku ogromną popularność zdobyła serialowa produkcja Netflixa “1670”, która w przekomiczny sposób ukazuje realia życia chłopów pod szlachecką tyranią na polskim dworku w XVII wieku. Niecałe dwa miesiące później na ekranach polskich kin pojawił się “Kos” by przeobrazić lekką satyrę o chłopach i panach w gorzką historię ukazującą powody, dlaczego Polska zniknęła z mapy świata na 123 lata.

Film Maślony prowadzony jest na dwóch równoległych osiach, które w pewnym momencie łączą się: pierwsza ukazuje Tadeusza Kościuszkę (Jacek Braciak), który po czasie walk u boku Jerzego Waszyngtona w Stanach Zjednoczonych wraca na tereny ojczyzny, by przy pomocy chętnych szlachciców oraz chłopów wzniecić powstanie przeciwko zaborcy. Przy jego boku wiernie towarzyszy mu kompan Domingo (Jason Mitchell), który poza byciem genialnym strzelcem jest byłym niewolnikiem, co dużo wnosi do jego późniejszego spojrzenia sytuację polskich chłopów w Rzeczypospolitej. Po drugiej osi biegnie historia Ignaca (Bartosz Bielenia), bękarta szlachcica, który po usłyszanych od umierającego ojca chce wymierzyć sprawiedliwość na swoją korzyść przeciwko despotycznemu bratu Stanisławowi (bardzo przekonujący Piotr Pacek), który na wieść o śmierci ojca wrócił do dworku, by zabrać cały należny mu majątek. Wszystko ma miejsce w zagrabionej przez trzy mocarstwa Rzeczypospolitej, dlatego jako ucieleśniona reprezentacja zaborcy występuje postać rotmistrza Iwana Dunina (Robert Więckiewicz), który trwa w ciągłej pogoni za nieuchwytnym Kościuszką.

“Kos” nie jest kolejną patetyczną produkcją ukazującą patriotyzm i martyrologię walecznych Polaków z wyższych sfer. W sposób bardzo dosłowny, momentami brutalny ukazuje często wybielane twarze Polskiej szlachty, która przez swój egoizm i interesowność sprowadziła swoją ojczyznę na kolana. Ukazuje również chłopów nie jako ciche sługi na tle życia bogatej szlachty, ale jako ludzi doświadczających bezwzględnej przemocy ze strony uprzywilejowanych despotów. Film nie tłumaczy upadku Polski w ckliwy sposób, ale bezpośrednio nazywa po imieniu ciemną stronę pańszczyzny tamtych czasów, momentami w sposób wręcz niewygodny, np. słowami rotmistrza Dunina, z którymi, mimo ogromnego dyskomfortu, widz momentami się zgadza. Wszystko to na plus.

Słyszałam wiele głosów, że Maślona swoim filmem próbuje naśladować w stylistyce fabuły filmów Quentina Tarantino, ale bez względu na to, czy tak faktycznie było, to uważam że “Kos” wychodzi z tych oskarżeń obronną ręką. Akcja od początku jest budowana tak, by zakończyć się ostatecznie spektakularnym starciem. Widz przez cały seans jest prowadzony przez historię, gdzie jedno zaczyna wynikać z drugiego. Ja na tym filmie po prostu świetnie się bawiłam. Nie oczekiwałam dramatycznej opowieści, ale świeżego spojrzenia na historię, na podstawie której można zbudować ciekawą i trzymającą w napięciu historię. Tytułowy Kos – i wątki biograficzne stanowią bazę dla ukazania pewnych realiów, w które tytułowy bohater jest uwikłany tylko częściowo. W tym filmie tytułowy bohater nie jest bohaterem głównym. Jeśli jakiś nauczyciel postanowi zafundować swoim uczniom seans w ramach lekcji historii o generale Tadeuszu Kościuszce, to może się rozczarować, natomiast jeśli ma to być lekcja o niewygodnych momentach polskiej historii, może być to strzał w dziesiątkę.

Czekamy na dostępność filmu na innych nośnikach!

Agnieszka Wiśniewska

Józef Chełmoński- Modlitwa przed bitwą