o pocieszeniu
Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud, mówi wasz Bóg! Mówcie do serca Jeruzalemu i wołajcie na nie, że dopełniła się jego niewola, że odpuszczona jest jego wina, bo otrzymało z ręki Pana podwójną karę za wszystkie swoje grzechy. Głos się odzywa: Przygotujcie na pustyni drogę Pańską, wyprostujcie na stepie ścieżkę dla Boga naszego! Każda dolina niech będzie podniesiona, a każda góra i pagórek obniżone; co nierówne niech będzie wyrównane, a strome zbocza niech się staną doliną! I objawi się chwała Pańska, i ujrzy to wszelkie ciało pospołu, gdyż usta Pana to powiedziały. Głos mówi: Zwiastuj! I rzekłem: Co mam zwiastować? To: Wszelkie ciało jest trawą, a cały jego wdzięk jak kwiat polny. Trawa usycha, kwiat więdnie, gdy wiatr Pana powieje nań. Zaprawdę ludzie są trawą! Trawa usycha, kwiat więdnie, ale słowo Boga naszego trwa na wieki.
Iz 40,1-8
Pan słowami autora księgi Izajasza mówi nam, że mamy pocieszać Jego lud. Faktycznie, patrząc na to, co wokół nas, jest wiele powodów do pocieszania. Jest też wiele osób, które potrzebują pocieszenia. Wśród elementów, które mogą spędzać sen z powiek niewątpliwie można zaliczyć ciągle trwającą wojnę na Ukrainie, galopujący wzrost cen, braki kadrowe wśród lekarzy, nauczycieli. Sądzę, że każda i każdy z nas ma jeszcze wiele innych sytuacji, które powodują natłok myśli, które nie pozwalają zaznać spokoju. No właśnie my także mamy swoje problemy, które ciężko porównywać z problemami innych osób, ale one są dla nas ważne. Możemy uspokajać się, że inni mają gorzej. Nie wiem jednak czy to działa. Jak zatem mamy pocieszać, być pocieszeniem dla innych, skoro sami często tego pocieszenia potrzebujemy? Przyszłość rysuje się niepewnie, światu grozi kryzys ekonomiczny, strach zagląda ludziom w oczy. My sami mamy potężny deficyt pocieszenia. Izajasz mówi, że mamy mówić do serca, tak bowiem rozumie słowo pocieszenie. To jest najlepsze pocieszenie dotrzeć do czyjego serca. Jak tego dokonać?
Pocieszanie, o którym mówiłem wcześniej, które często sami stosujemy, kiedy mówimy: inni mają gorzej, zatrzymuje się na poziomie umysłu. My natomiast składamy się nie tylko z umysłu, ale także z emocji. I to one jako pierwsze dochodzą w nas do głosu. Dopiero później umysł się nad nimi pochyla.
Są w naszym życiu sytuacje kiedy wydaje się, że nic się nie da zrobić, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. W podobnej sytuacji byli izraelici, którzy przebywali w niewoli babilońskiej. Niewola babilońska była dla Narodu Wybranego tragicznym doświadczeniem: utrata ojczyzny i wolności, poniżenie, groźba zagłady i utrata tożsamości religijnej, składały się na lata doświadczeń ludu, który poprzez wybranie przez Boga mógł mieć przeświadczenie, że nic złego się mu nie stanie. Prorok Izajasz mówi do grupy ludzi smutnych, którzy stracili nadzieję, którzy zostali brutalnie wyrwani ze swej ziemi, zmuszeni do przesiedlenia się do obcego, dalekiego kraju, do ciężkiej niewolniczej pracy, porównywalnej do tej wykonywanej w niewoli egipskiej. Lud Izraela mógł poszczycić się piękną przeszłością, posiadał królestwo z którym liczyły się inne kraje, miał Boże obietnice, a teraz stracił wszystko.
Jakie słowa pocieszenia byłyby wystarczające w takiej sytuacji? Jakie słowa pocieszenia byłyby wystarczające, gdy mamy wrażenie, że nasz świat się sypie? Sądzę, że nasze ludzkie słowa pociechy nie do końca będą trafiały, choćbyśmy się bardzo starali, wczuwali się. Wiedział o tym Izajasz. On nie silił się na dobieranie odpowiednich słów, nie szukał, nie próbował swoich umiejętności retorycznych. Tylko od razu zapytał:
Z biegiem lat można sobie wyrobić jakiś styl, nauczyć się dobierać słowa by nieść pocieszenie. Izajasz chyba wiedział, że aby dotrzeć w pełni do swoich słuchaczy i słuchaczek ważne jest by przemawiać nie w swoim imieniu, ale głosić Słowo Pańskie. Ono bowiem jest najdoskonalszym pocieszeniem. Dotyka bowiem naszych serc, naszych myśli, jest jak miecz obosieczny.
Apostoł Paweł w drugim liście do Koryntian w pierwszym rozdziale a w wersetach trzecim i czwartym napisał: „Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, który pociesza nas we wszelkim utrapieniu naszym, abyśmy tych, którzy są w jakimkolwiek utrapieniu, pocieszać mogli taką pociechą, jaką nas samych Bóg pociesza”. Kiedyś przeczytałem stwierdzenie, że możemy tak pocieszyć, jak sami zostaliśmy pocieszeni. Możemy dzielić się jedynie nadzieją, która jest w nas. Tym, który daje nadzieje, który daje doskonałe pocieszenie jest Bóg. I tylko jeśli się na to pocieszające słowo, na pocieszającą obecność otworzymy będziemy mogli z niej czerpać i będziemy mogli nieść pociechę innym.
Co pocieszającego, bowiem należy mówić, jeśli wiemy, że wszelkie ciało jest trawą, a cały jego wdzięk więdnie, jak kwiat polny. Mamy jednak nadzieję, tą nadzieję pokładamy w Panu. Bóg, który urodził się w Betlejem, potem zmarł i zmartwychwstał. Jezus Chrystus jest naszą nadzieją i pociechą. W Nim możemy szukać pocieszenia i pocieszać innych.
Różnicą pomiędzy czasami Izajasza i naszymi nie jest tylko czas, który upłynął, ale także narodziny Jezusa. To On stał się nadzieją dla wierzących, to w Nim możemy szukać pocieszenia. Jezus jest bowiem światłością świata, która rozświetla najciemniejsze mroki. Także i te, których doświadczamy w naszym życiu. Czym zatem mamy pocieszać sami siebie i innych? Tym, że narodził się Zbawiciel, wszego świata odkupiciel. Tym, że na świat przyszła światłość i świeci w ciemności. Mając tę świadomość i pewność, że Pan chce być także światłością w naszym życiu nigdy nie popadniemy w tanie pocieszenie i złudne obietnice.
Oto Wszechmocny Pan, Król Adwentu, Jezus Chrystus przychodzi w mocy. Przychodzi do mnie i do ciebie. Trzymajmy się Bożego Słowa, a wtedy zostaniemy pocieszeni, bez względu na to w jakim położeniu się znajdujemy. Oby przychodzący Pan stał się rzeczywistością naszego życia. Amen.
ks. Marcin Liberacki