Powściągliwość w smutku
Współczesny użytkownik kultury żyje w relacji z imponującym orężem technologicznym umożliwiającym nieograniczony dostęp do informacji, obecnością w mediach społecznościowych. Jednak, czy w momencie osobistego kryzysu, na przykład śmierci najbliższej osoby można szukać pocieszenia w wirtualnej wspólnocie? To pytanie jest zasadne, bowiem wielu żyje w osamotnieniu, ograniczając swoje relacje do wirtualnych. Wątpię, aby w chwili ciosu utraty wystarczało tylko wygadanie się na Facebooku i trwanie w śledzeniu wyświetlanych ikonek. Czy osobiste wpisy po utracie najbliższych, przeplatane duchowymi świadectwami nie staną się obiektem kpin? Nie znamy intencji wirtualnych przyjaciół w konfrontacji z osobistymi wyznaniami. Wielu użytkowników mediów społecznościowych z pewnością zaświadczy o dobrych przykładach wsparcia, bowiem istnieją sieciowe wspólnoty pomocowe, z dobrodziejstwem kontaktów do odpowiednich instytucji. Chciałabym podkreślić, że szukanie konkretnej pomocy w sieci w momencie kryzysu jest pozytywnym działaniem. Jednak trzeba pamiętać o tym, że w momencie ciosu, kiedy ból chce się wykrzyczeć, wypluć z siebie jak niepożądaną truciznę, to jedynym forum spotkania nie może być tylko Facebook, który jest przestrzenią kreacji siebie, a nie głębi duchowej w duchu Wyznań Marka Aureliusza
Namawiam, aby w chwilach osobistego kryzysu zrezygnować z wyznań w sieci. Trudno bowiem oszacować, kto i w jaki sposób wykorzysta słabość, zranienie. Potrzebujemy wokół siebie ludzi czułych i stabilnych. Bólu utraty doświadcza się niestety w liczbie pojedynczej. Nie odrzucając jednak przyjacielskich ramion tych, którzy są ważni w życiu. A jeśli nawet nie ma wokół konkretnych ludzi to są książki o utracie. Są one napisane już z pewnym dystansem, bo piszący nie utrwala tylko osobistego bólu, uniwersalizuje go. Książki można potraktować jako narzędzia wspierające w smutku, mogą pomóc określić stan ducha. Doświadczenie utraty innych pomaga, ale tylko w przypadku pogłębionej refleksji. Wyjątkowym wyznaniem o utracie matki jest książka Miry Marcinów Bezmatek.
To perspektywa dorosłej córki, która swoją refleksję o utracie otwiera powrotem do wspomnień dzieciństwa i relacji z matką. Jest to czuła opowieść, ale bez upiększania obrazu zmarłej. Jak w krótkich ujęciach filmowych przypomina sobie młodą matkę, podkreślającą swoją atrakcyjność namiętnością do szpilek i starannie obszytych spódnic. Wszystkie opisy i powroty do świata materialnego: szklanki, w której matka piła kawę, czy wyposażenia kuchni konstruują nie tylko obraz matki, ale dzieciństwa w latach dziewięćdziesiątych.
Wspomnieniowy seans z matką w roli głównej rozwija się w opowieść o wspólnocie kobiet w kolejnych etapach życia: buńczucznej młodości narratorki i przyspieszonej dorosłości skonfrontowanej z chorobą. Narratorka nie rezygnuje z przywołania humorystycznych wspomnień ze wspólnego życia. Śmierć najbliższej, która przecina definitywnie mocną więź kobiet, nie unieważnia wspólnych radości, czy przewinień macierzyńskich. Narratorka nie wyrzuca więc z pamięci momentów trudnych w relacji ze zmarłą: przyjemności picia alkoholu, słabości do papierosów, czy otwartości w kontaktach z mężczyznami. Można stwierdzić, że obserwujemy pracę pamięci, ale bez korekt obyczajowych. Wnikliwe opisy świata córki i matki wbudowane są zarówno w krótkie fragmenty tekstu oraz w dłuższe partie opowieści. To umożliwia czytelnikowi złapanie oddechu, bowiem jest to osobliwy przykład przyjemności lektury. Przyglądamy się jak w świat córki i matki wkracza realny ból, ukryty w diagnozie choroby, a potem odczuwany w ciele matki, który przerywa ciągłość tkanki życia pozostawiając bliznę utraty. Narratorka nie skupia się jednak na opisie własnych emocji w obliczu utraty, choć jest to akceptowane w prozie mężczyzn. Pragnie utrwalić pamięć o matce, a nie jedynie swój stan ducha w chwili utraty. Nie szuka misternych fraz, aby pozyskać czytelnika i wejść do zacnego grona „literackich żałobników”. To literackie świadectwo miłości córki do matki, do ostatniego oddechu, ostatniej frazy.
Agnieszka Kulig