Bez kategorii

Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi do zborów… Objawienie Jana 3,14-22

14 A do anioła zboru w Laodycei napisz: To mówi ten, który jest Amen, świadek wierny i prawdziwy, początek
stworzenia Bożego:
15 Znam uczynki twoje, żeś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący!
16 A tak, żeś letni, a nie gorący ani zimny, wypluję cię z ust moich.
17 Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły,
18 Radzę ci, abyś nabył u mnie złota w ogniu wypróbowanego, abyś się wzbogacił i abyś przyodział szaty białe, aby nie wystąpiła na jaw haniebna nagość twoja, oraz maści, by nią namaścić oczy twoje, abyś przejrzał.
19 Wszystkich, których miłuję, karcę i smagam; bądź tedy gorliwy i upamiętaj się.
20 Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną.
21 Zwycięzcy pozwolę zasiąść ze mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem wraz z Ojcem moim na jego tronie.
22 Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi do zborów. Obj 3,14-22

Wraz z dzisiejszą niedzielą, pierwszą niedzielą adwentu rozpoczynamy nowy rok kościelny. Ciężko robić teraz podsumowania, bo to nie 31 dzień grudnia. Z patrzeniem w przyszłość też można się przeliczyć, bo ta zaskakuje nas chyba każdego dnia. Rozpoczynamy jednak adwent, czas wyciszenia, przygotowania, ale też pewnego rodzaju napięcia. I właśnie teraz w tym nie do końca przewidywalnym świecie, w rzeczywistości, która nas otacza i co chwila nas zaskakuje, Pan mówi, że stoi u drzwi i kołacze. Można odnieść wrażenie, że robi to na tyle cicho i w tak niezbyt nachalny sposób, że trudno usłyszeć to kołatanie. Jednak On jest cierpliwy, stoi tam cały czas i próbuje się dostać do naszych serc. 

Pan nie chce być intruzem w naszym życiu, nie chce być natarczywy i narzucać swoją obecność. Tylko czy wpośród otaczającego nas hałasu usłyszymy Jego pukanie? Czy dotrze ono do naszych serc? Podejrzewam, że wiele drzwi zostanie zamkniętych. Odgłos pukania nie przedrze się przez wszechogarniający nas zgiełk dnia codziennego. Jesteśmy zajęci swoimi sprawami. Zatapiamy się w gwarze codzienności, hałasie drobnych, codziennych spraw i nie jesteśmy w stanie usłyszeć delikatnego dźwięku pukania. Albowiem usłyszeć go możemy w ciszy, po wyłączeniu tego wszystkiego, co działa jak stacja zagłuszająca. 

Zdaje się jednak, że czasami nie chcemy nic wyłączyć, nie chcemy być w ciszy. Wtedy bowiem dopadają nas myśli, przemyślenia. Nawet może boimy się ciszy, nie wiemy bowiem jakie myśli się w nas pojawią. W ciszy będziemy także bardzo blisko siebie. Pojawić się mogą emocje, które spychaliśmy gdzieś głęboko, od których uciekaliśmy, których może się baliśmy. Po co zatem być w ciszy, skoro może przyjść do nas to wszystko, przed czym chcemy uciec. 

Adwent może być tym czasem, w którym będziemy mogli poukładać, uporać się z tym, co nas obciąża, co nie pozwala nam być blisko nas samych. W tym czterotygodniowym okresie jesteśmy  wezwani do tego, by się wewnętrznie wyciszyć, uspokoić. Dlaczego by nie skorzystać z tej oferty? Jeśli uda nam się znaleźć chociaż moment wyciszenia, wtedy łatwiej będzie nam usłyszeć pukanie stojącego u naszych drzwi Pana. Jeśli uda nam się usłyszeć ten dźwięk, to zaprośmy Go do środka i pozwólmy się rozgościć. Ta wizyta być może nie rozwiąże od razu wszystkich naszych problemów, nie da odpowiedzi na wszystkie dręczące nas wątpliwości, jednak wierzę w to, iż z czasem wszystko wejdzie na właściwe tory. 

Pozwólmy tylko działać w naszym życiu Panu. Nie zapraszajmy Go tylko na chwilę, na wieczerzę, ale niech On będzie częścią naszego życia, lokatorem naszego serca. Nie mamy być bowiem letni, tymi, którzy zaprosili Jezusa tak na chwilę, na herbatkę, ewentualnie na jakąś drobną kolację. Pan woli abyśmy, albo w ogóle Go nie wpuszczali, albo jeżeli już się zdecydujemy, to Go wpuścić za chwilę nie wyrzucali. 

Panu nie wystarcza nasza letniość: ta letniość mówi o tym, że Bóg i Jego sprawy są nam obojętne. W języku potocznym mówi się nawet nieraz, że mnie to ani ziębi, ani grzeje, czyli jest to obojętne. Bóg na pewno nie chce być obojętny. Nasza deklaracja o miłości do Boga nie może być tylko deklaracją słowną, pewnym przyzwyczajeniem. 

A może Twoja wiara była kiedyś gorąca, ale przyszły sprawy dnia codziennego, a wiele ich było i ten ogień przygasł. Popiół przysypywał stopniowo ten ogień. W Twojej miłości do Pana coraz mniej było żarliwego oddania i gotowości do poświęcenia, a coraz więcej letniości wynikającej z przyzwyczajenia. 

Tymczasem zostajemy postawieni przed wyborem czy chcemy być zimni, czy gorący. Z całą pewnością nie możemy być obojętni, letni, bo w takiej sytuacji Pan wypluje nas z ust, chociaż w innych tłumaczeniach możemy znaleźć bardziej dosadne określenia, jak choćby wyrzyga. Słowo wyrzygać nie kojarzy się z czymś przyjemnym, raczej jest to coś obrzydliwego. Czy chcemy być wyrzygani przez Pana? Czasem lepiej nie wchodzić na drogę wiary, niż wejść i być na niej bez przekonania, bo nie wypada inaczej. 

Być może czas Adwentu, czas oczekiwania na przyjście Pana Jezusa pozwoli nam na zrewidowanie naszej wiary. Niechaj te cztery tygodnie pozwolą nam połączyć się z Panem, niechaj Jego miłość sprawi na przekór mrozom, że staniemy się gorący, słyszący kołatanie do drzwi. Otwórzmy drzwi naszych serc na Jezusa Chrystusa. Amen.

ks. Marcin Liberacki